Bez dobrego jedzenia, nie ma dobrego wyjazdu, wiadomo. A Kolumbia to był dobry wyjazd.
OWOCE
Kolumbia to kraj owoców; świeżych, dojrzałych, słodkich i egzotycznych. Przy każdym kolejnym ulicznym stoisku pytaliśmy sprzedawców co to i jak to, a potem komisyjnie próbowaliśmy. Pitaja, guayaba (i wyśmienita z niej marmolada!), guanabana, maracuja, mango, mamey, chontaduro, lulo…
TINTO
To słodka i dość słaba kawa, jednak nie tak słaba byśmy mogli wypić jej kilkanaście filiżanek dziennie jak to robią Kolumbijczycy. Uliczni sprzedawcy są wszędzie i nalewają tinto prosto z termosu do jednorazowych, małych kubeczków.
ALMUERZO
Almuerzo to po prostu obiad, takie “danie dnia” codziennie inne, codziennie pyszne. Za około 10-12zł dostawaliśmy pożywną zupę, drugie danie i napój, najczęściej sok ze świeżych owoców. Standardowy zestaw to spory kawał mięsa, smażone platany, lub banany, bulwy manioku (gotowane lub smażone), patacón (smażone placki z platanów) i ryż, z którego (wiedząc, że porcje wszystkiego są ogromne) często rezygnowaliśmy.
SŁODKIE I NAPOJE
Arepas – smażone placki kukurydziane, najczęściej z serem (arepas con queso), chyba najsłynniejsza przekąska Kolumbii.
Jeśli chodzi o napoje to oprócz tinto i świeżych soków (czasem z dodatkiem mleka), których wypijaliśmy litry próbowaliśmy różnego rodzaju chichas (tradycyjnych napojów alkoholowych) i avena – zimnego, gęstego napoju z owsa.
Polecane wpisy