Muxía, wesołe miasteczko, ośmiornica i namiot nad oceanem

15 września 2014

Rok 2006. Luiza właśnie zdała maturę, zaplanowaliśmy podróż i kupiliśmy nasz pierwszy bilet bez daty powrotu. Po przejściu Camino de Santiago, włóczyliśmy się przez jakieś dwa tygodnie po Galicji. Planowaliśmy dojechać stopem do Fisterry – miasteczka, gdzie kiedyś kończył się świat, ale rodzina, z którą mieliśmy podjechać tylko kawałek zaproponowała nam, żebyśmy pojechali do Muxii, bo tam jest “fiesta”.

Fiesta przerosła nasze najbardziej śmiałe oczekiwania. Mała wioska stała się sceną dla wielkiej zabawy, która toczyła się we wszystkich uliczkach, na plażach i w każdym miejscu, zupełnie niezależenie od oficjalnego programu religijnego święta. Jako baza gastronomiczna służyły dwa supermarkety i bagażniki samochodów, a jako noclegowa pole, na którym pozwolono rozbijać namioty. Właśnie na to pole “namiotowe” ostatecznie trafiliśmy, gdy okazało się, że jedyne schronisko dla pielgrzymów jest zamknięte z powodu fiesty, a nieliczne inne możliwości noclegowe są zajęte. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jedno “ale”: nie mieliśmy namiotu! A w nocy padał deszcz…

Rok 2014. Znów jesteśmy w Galicji, więc stwierdziliśmy, że musimy koniecznie pojechać na fiestę do Muxii! Tym razem z namiotem! Starym zwyczajem zaczęliśmy od kupienia prowiantu w supermarkecie i poszukania miejsca na namiot. Rozłożyliśmy się tuż przy plaży, z widokiem.

Niby wszystko było tak samo, ale jednak trochę inaczej. Namioty stały wszędzie, w centrum, na plaży i w każdym wolnym miejscu. Przy głównej ulicy dziesiątki budek z jedzeniem, straganów z pamiątkami i wszystkim innym co da się przy takiej okazji sprzedać. Niedaleko jednej z trzech scen wesołe miasteczko dla dzieci. Krótko mówiąc impreza nieco się ucywilizowała, ale jej charakter się nie zmienił.

Muxia, Galicja, Hiszpania,fiesta (30) Zadowoleni z tego, że tym razem mamy namiot poszliśmy spać. Nad ranem jednak nasze zadowolenie zaczęły burzyć krople deszczu spadające na nasze czoła. Chwilę potem miejsce zadowolenia zajęło niedowierzanie, by po paru minutach, gdy już leżeliśmy w kałuży i skupialiśmy się na ratowaniu telefonów i aparatów, ustąpić miejsca zażenowaniu. Wygląda na to, że nasz dzielny namiocik, kupiony w supermarkecie w Ekwadorze, który zaliczył takie miejscówki jak playa Garrapatero, playa Ancón, czy Park Tayrona, ostatecznie powiedział “dość”…

Wzeszło słońce, rozpocząć się dzień, a my poszliśmy do sanktuarium, które jest pierwotnym powodem świętowania w Muxii. Romería de Nuestra Señora de la Barca de Muxía, bo tak właściwie nazywa się ta fiesta to najważniejsze obchody religijne na Costa da Morte. Ich tradycja sięga XI wieku i łączy elementy kultu maryjnego z tradycjami pogańskimi. Najważniejszym elementem świętowania jest procesja z figurą Matki Boskiej “statkowej”, a celtycka tradycja przejawia się w masowym przechodzeniu pod skałą Piedra dos Cadrís, co ma mieć właściwości uzdrawiające.

Świętowanie odbywa się co roku w pierwszą niedzielę po ósmym września. Muxia, Galicja, Hiszpania,fiesta (49)

Polecane wpisy

6 komentarzy

padusia 15 listopada 2014 at 16:03

Sama nie wiem jak do Was trafiłam, ale żałuję, że tak późno :) Robicie świetne zdjęcia. A do tego tekst miło się czyta. Zdecydowanie będę wracać! A na najbliższe dni mam jeszcze sporo postów do przczytania. Czemu o Gruzji nic nie napisaliście? Mam ją akurat w planach na styczeń. Pozdrawiam! :))

Odpowiedz
lbt 15 listopada 2014 at 18:46


Dzięki, bardzo nam miło!
W Gruzji byliśmy dawno temu; dopiero zaczynaliśmy tego bloga i nie pisaliśmy wtedy za dużo.
Tamtą podróż wspominamy jak najlepiej, ale była to zupełnie inna Gruzja niż obecnie. Od wojny minęło niewiele czasu, właśnie obalono pomnik Stalina w Gori, starówka Tbilisi była kompletnie zrujnowana… W czasie całego pobytu spotkaliśmy tylko dwójkę innych turystów, a jedynymi spotkanymi Polakami byli policjanci z misji obserwacyjnej UE. Teraz Gruzja już się pozbierała i stała się bardzo popularna – to dobrze, choć samolubnie wolelibyśmy mieć ją tylko dla siebie :)
Udanej podróży! :)

Odpowiedz
Planeta 23 listopada 2014 at 15:04

Fajne zdjęcia. Zawartość garnka wygląda ciekawie :) Próbowaliście? Jak wam smakowało?

Odpowiedz
lbt 24 listopada 2014 at 11:48

Wiadomo, ośmiornice to my tu codziennie jemy ;)
Mięso jest delikatne, zarówno w konsystencji jak i w smaku, bardzo smaczne. Ten wyjazd rozpoczęliśmy od spróbowania percebes i po tym już nie boimy się żadnych owoców morza ;) będzie o tym jeden z kolejnych wpisów.

Odpowiedz
wysrodkowani.blog.pl 19 listopada 2015 at 09:51

Muxia to moje ulubione miejsce w calej Hiszpanii. Bylam tam tylko raz, ale na pewno jeszcze wroce. Magiczne miasteczko. Tyle tylko, ze podczas mojego pobytu (wrzesien 2013) turystow mozna bylo policzyc na palcach. wokol tego kosciolka nad brzegiem oceanu, bylo moze z 10 osob.

Odpowiedz
lbt 20 listopada 2015 at 14:40

Byliśmy kiedyś w takiej pustej Muxii i faktycznie ma wtedy zupełnie inny charakter niż w czasie fiesty. Pozdrowienia!

Odpowiedz

Skomentuj lbt Anuluj