2012

1 stycznia 2013

Rok 2012 zaczął się jakoś w styczniu i już na starcie był na przegranej pozycji w stosunku do swego poprzednika. W 2011 mniej czasu spędziliśmy w Polsce niż w 2012 na wyjazdach no i trzeba było to kiedyś odpracować. 2012 rok nie zaczął się w stylu Szefie, ja w tym roku to już do pracy nie przyjdę, tylko: hmmm… wróciłem.

Po otrząśnięciu się z Ameryki Południowej i po jako takim zorganizowaniu się w „normalnym” życiu zaczęło nam się nudzić i polecieliśmy do Rzymu. Wyjazd był na tyle udany, że w tym roku wysłaliśmy tam jeszcze 3 wycieczki naszymi śladami.
Następnym wyjazdem była Słowenia na weekend majowy, tyle tylko że nie dokładnie w ten weekend wycelowaliśmy. Na bieżąco, mimo że bardzo przyjemna, Słowenia nas nie ujęła, ale jak później obejrzeliśmy zdjęcia to stwierdziliśmy, że ładnie tam mają.
Najciekawszym elementem wyjazdu do Słowenii była… Wenecja. Zatrzymaliśmy się tam u Angelo, muzyka spełniającego się w „mieście na wodzie” i nieoczekiwanie znaleźliśmy się wśród artystycznego środowiska tego miasta, wśród ludzi, którzy, zdawało nam się wcześniej, mogą istnieć tylko w filmach.
Przyszły wakacje, a nasze plany wyjazdu do jakiegoś miejsca, gdzie jest ciepło i pływa się z rybkami, pokrzyżowały nam linie lotnicze, które (nie wiedzieć czemu) bardziej interesuje zysk niż nasze szczęście. Po rozważeniu wszystkich możliwości stwierdziliśmy no to w przyszłym tygodniu pojedziemy do Iranu. Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy i dwa dni przed wyjazdem kupiliśmy czarterowy last-minute do Bułgarii. Iran wcale nie jest aż tak daleko ;)
O Iranie napisaliśmy na blogu już chyba wszystko, więc tu dodam tylko, że nie pływaliśmy tam z rybkami. Wyjazd ten był medialnym sukcesem (na miarę naszego bloga) z ponad dwudziestoma tysiącami wejść.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na chwilę w Turcji, kraju który rozwija się w takim tempie, że niedługo nie będzie chciał dołączyć do Unii, a Unia do niego… Kraju gdzie można kupić podróbki wszystkiego „tak dobre jak oryginalne” i pożywić się kebabem. Kraju, który wydaje nam się dążyć ku zachodowi, a Turcy z przerażeniem patrzą na wzrost siły islamskich radykałów. Wykąpaliśmy się w morzu, zjedliśmy kebab i kupiliśmy bokserki Tommy Hilfiger.
We wrześniu wsiedliśmy w nocny autobus, dwa dni chodziliśmy po górach, po czym wsiedliśmy w nocny autobus. Weekend w Tatrach (i autobusach) był bardzo udany.
Pod koniec roku okazało się, że nie byliśmy jeszcze w Hiszpanii i co gorsze, nie mamy turronów na święta. Pojechaliśmy zatem do Barcelony (która wciąż jeszcze jest w Hiszpanii).

Rok minął, a z nim wiele rzeczy się ułożyło, podjęliśmy kilka ważnych decyzji, trochę zmieniliśmy spojrzenie na świat. Na najbliższy rok planujemy kilka fajnych rzeczy. Z planowaniem różnie bywa, ale pewne jest jedno – to będzie dobry rok :)

Polecane wpisy

2 komentarze

Anonymous 3 stycznia 2013 at 02:16

Witam :) Świetny blog, bardzo miło się czyta!
Jakim aparatem robisz zdjęcia? Pozdrawiam

Odpowiedz
lbt 3 stycznia 2013 at 13:48

Dzięki! Większość zdjęć na blogu (oprócz najnowszych) była zrobiona Canonem 350d. Przed Iranem kupiliśmy sześcioletniego Canona 5d (pierwszą wersję) i od tego momentu większość zdjęć jest robiona właśnie nim. Wyjątkiem są szerokie kąty, które wciąż są 350tką z obiektywem Sigma 10-20mm.
Pozdrowienia
Luiza i Bartek

Odpowiedz

Skomentuj Anonymous Anuluj