Nadmorska część Czarnogóry od początków XV wieku była pod panowaniem Wenecjan, co doskonale widać w stylu architektonicznym kamienic oraz w wąskich i krętych uliczkach Perastu i Kotoru, na których panuje nieśpieszny nastrój.
Było tak leniwie, że chowając się w cieniu kamienic nad Zatoką Kotorską spacerowaliśmy i powłóczyliśmy nogami, co jakiś czas chłodząc się w wodzie przy portowych zejściach do wody i małych plażach.
Zatrzymaliśmy się u Dominika, o którym dużo można powiedzieć; na przykład to, że był żołnierzem sił NATO podczas konfliktu na Bałkanach; to, że na tarasie jego domu śpi się świetnie i tak samo świetnie je się śniadania oglądając statki na Zatoce Kotorskiej, albo to, że uwielbia on sobie wkładać koty na głowę. Razem z nim raczymy się piwem przy muzyce lokalnych artystów i odkrywamy (dość wątpliwe) uroki tych części Tivatu gdzie cumuje jacht Michaela Douglasa, a przy jednej z łodzi w porcie stoi Ferrari pilnowane 24 godziny na dobę przez stojącego na baczność ochroniarza.
Zjeżdżając wzdłuż wybrzeża na południe od Zatoki Kotorskiej mijamy słynne z filmu kasyno, tym razem bez Jamesa Bonda w środku oraz, nie mniej słynny półwysep Sveti Stefan, na którym znajduje się niedostępny dla zwykłych śmiertelników hotel i tuż obok kamienista plaża, która co prawda przez znaczną liczbę leżaków z parasolami nie była zbyt atrakcyjna, ale za to miała cudowną, przejrzystą wodę, w której pływaliśmy chyba przez godzinę.
Polecane wpisy